piątek, 27 października 2017

BRAK POCZUCIA NIEBEZPIECZEŃSTWA.... UCIEKINIER.


Chcę się z Wami podzielić tym co zdarzyło się kilka miesięcy temu, w wakacje. 

Już od bardzo dawno wiemy, że Michaś nie odczuwa niebezpieczeństwa, nie boi się wielu sytuacji czy rzeczy, które normalnie zatrważałyby dziecko w jego wieku. Dlatego do codzienności wkroczyło ciągłe pilnowanie go. 
W poprzednim miejscu zamieszkania, mieszkaliśmy na 1 piętrze... we wszystkich oknach i drzwiach balkonowych powymienialiśmy klamki na te zamykane na kluczyk, z blokadą... kiedy zaistniała sytuacja, że otworzył okno. Drzwi zawsze pozamykane, furtka zamknięta tak żeby nie mógł otworzyć itp. Wszelkie zabezpieczenia. W nowym miejscu, choć od marca minęło już ponad pół roku, zaczęliśmy to samo od nowa. Klamek nie wymienialiśmy bo domek parterowy. Drzwi pozamykane, brama na kłódkę kiedy wychodzimy na podwórko... i wiele innych, już dla mnie tak oczywistych rzeczy, że nie jestem w stanie Wam opisać.

W wakacje mąż miał wyjątkowo wieczorem jechac do pracy drugi raz tego samego dnia i wrócić w nocy. Z racji, że były upały to dzieciaki kąpały się w basenie. Byliśmy w domu a mąż pojechał po zakupy. Stwierdziłam, że nie wyrobimy się w czasie jeśli nie zacznę szykować "basenowej kąpieli". Cichutko, widząc że dzieci się bawią.. chodziłam i dolewałam ciepłej wody do basenu, wynosiłam ręczniki i ubrania, zabawki itp. Za każdym razem stając przodem do domu aby widzieć drzwi i czy któreś z dzieci nie wychodzi z domu. Oliwka przyszła do mnie zainteresowana i stała nad basenem w oczekiwaniu. O nią nie muszę się martwić bo bardzo się pilnuje a jak już ją coś zainteresuje to "mur - beton - nie ruszysz". Bramy nie zamknęłam bo nie wypuszczałam jeszcze dzieci a mąż lada chwila miał przyjechać z zakupami. Byłam pewna, że nad wszystkim panuję. Za którymś razem wchodząc do domu zobaczyłam kubek Michała postawiony koło piaskownicy i zalał mnie zimny pot, bo wiedziałam, że Oliwka go nie wyniosła. Wpadłam do domu jak burza z krzykiem nawołując Michała.. zajrzałam wszędzie a jego nie było.. wypadłam z domu i rozglądam się, aż zobaczyłam że nie ma jego roweru biegowego... Wtedy to już chyba stan przedzawałowy.. zaczęłam biec do ulicy ale nigdzie go nie widziałam. Umarłam wtedy tysiąc razy.. Oliwka biegała za mną bo czuła, że jest coś nie tak. Zobaczyłam sąsiadkę na podwórku i zapytałam ją o syna, niestety nie widziała go ale widząc moją panikę skończyła rozmowę telefoniczną i pytała o co chodzi. Po krótce wytłumaczyłam i poprosiłam o przypilnowanie Oliwki po czym wpadłam do domu zmienić buty, bo w klapkach daleko nie pobiegnę i złapałam telefon żeby zadzwonić do męża... kiedy już wybiegałam zza rogu domu, sąsiadka zaczęła krzyczeć, żebym się uspokoiła, że już się znalazł. 
Okazało się, że Misiek pojechał rowerem do sąsiadów na przeciwko. Dziewczynka poszła do mamy i powiedziała, że jakiś chłopczyk jest na podwórku a ta wyszła i się rozglądała czyje to dziecko. Podziękowałam jej i wytłumaczyłam, że syn ma autyzm i nie rozumie, że może coś mu się stać... Nie wiem ile czasu jeszcze się trzęsłam z nerwów i uspokajałam... a Michaś.. cóż, zadowolony z psoty... uśmiechnięty, w skarpetach na rowerze...

Do tej pory nie wiem jak udało mu się czmychnąć.. ale mam jeszcze większą manię sprawdzania czy wszystko jest pozamykane i czy Michał jest w domu. 
Jak wspominam tamta sytuacje, a zdarza się... to targają mną cały czas ogromne emocje. Przecież, to ja jestem odpowiedzialna za niego... i co by było gdyby coś mu się stało... nie życzę nikomu przeżywać czegoś takiego... że nagle nie wiesz gdzie jest Twoje dziecko, które nie mówi i nawet w razie czego nic nikomu nie wytłumaczy i się nie odezwie...

Czemu to piszę, nie po to żeby się chwalić, bo kompletnie nie ma czym... wręcz przeciwnie. Żeby pokazać Wam, zwłaszcza tym rodzicom, którzy jesteście na początku drogi... że nie da się być idealnym i perfekcyjnym. Dużo na nas spoczywa i mimo, że chcemy dopilnować wszystkiego, to zdarzają się różne rzeczy. Co nie świadczy o nas jako o złych rodzicach. Każda taka sytuacja powinna być nauką na przyszłość, tak to sobie tłumaczę. Długo się obwiniałam, strasznie długo... nadal mam takie poczucie winy, ale czasu nie cofnę. Stało się... dobrze, że nic złego z tego nie wynikło. Teraz jestem jeszcze bardziej uważna i przezorna..

Gdybyśmy byli ideałami, świat byłby nudny... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz