środa, 8 listopada 2017

TRAKTOWANIE AUTYSTYCZNYCH DZIECI..

Dziś pod wpływem emocji, wyrzucam z siebie żale swoje i wielu innych rodziców. Chcę w Was rozbudzić trochę agresji, żebyście mieli siłę na walkę o swoje pociechy. Przeczytałam post jednej z mam na grupie i po prostu zagotował się we mnie krew. Mianowicie, chodzi o to, że jej synek w 2 klasie szkoły podstawowej zrobił na lekcji kotylion, który pani oceniła na 1., bo jest wg niej brzydki. Wiecie co? Brak mi słów na takie zachowanie. Może nie jest to idealna praca, ale jest wykonana samodzielnie od A do Z, patrząc na nią wiadomo o co chodzi... więc ja się pytam gdzie tu sprawiedliwość? Nie rozumiem ludzi, którzy nie mają nawet odrobiny wrażliwości. Każdemu dziecku należy się pochwała za wykonanie jakiejkolwiek pracy, choćby nie wiem jaki był efekt. Liczą się chęci!!! Jak pani nauczycielka wszystkie prace plastyczne robi lepiej to niech pójdzie do Akademii Sztuk Pięknych i tam się spełnia artystycznie a nie wyżywa na dzieciach... żadna z niej nauczycielka. Trzeba wspierać, zachęcać, rozbudzać, motywować a nie od razu stłamszać. Czy naprawdę niektórzy ludzie tego nie rozumieją?! Tyle się mówi na świecie o równych traktowaniu, niezależnie od koloru skóry, upodobań religijnych, seksualnych, chorób, schorzeń, pełnosprawności i niepełnosprawności i wielu innych zagadnień a wraz się trafiają tacy... tu nie moge nawet znaleźć określenia. 
Moje zdanie tutaj jest, żeby nikt z Was, nigdy ale to nigdy nie pozostawiał takich sytuacji samych sobie. Od razu bez chwili zawahania róbcie "zadymę". Zgłaszajcie do wyższych instancji itp. Nie mówię, żeby od razy iść robić awanturę, ale nie zamiatać niczego pod dywan. Nikomu to nie pomaga, a zwłaszcza dziecku. 
Jestem miła i nie lecę od razu "z gębą" do ludzi, ale jeśli ktoś by się w taki sposób zachował wobec któregoś z moich dzieci to przykro mi bardzo ale nie odpuszczam. Nie każdy potrafi rozmawiać z nauczycielami itp. wiem o tym, ale niestety w pewnych sytuacjach trzeba się nauczyć. Przecież jakby nie patrzeć to jest w pewnym sensie robienie krzywdy Twojemu dziecku, więc wystarczy sobie wyobrazić jakie wtedy uczucia targają Twoim małym (bo nasze dzieci zawsze są dla nas małe;)) brzdącem. Mnie to ogromnie motywuje i nie dam się wtedy stłamsić. Czasem nawet takie trochę wyolbrzymienie sobie sprawy pomaga w dyskusji. Jeśli my nie zawalczymy to kto ma za nas to zrobić?

To taka moja całkowicie osobista wylewność w tym momencie, każdy ma prawo do swojego zdania... ale sami przyznajcie, czy nie mam trochę racji?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz