sobota, 24 lutego 2024

 NOWE OSIĄGNIĘCIA


Dzisiaj kilka słów o tym z czym mam do czynienia od momentu postawienia diagnozy u Miśka, tj. od ok. 9lat. Mam na myśli codzienną naukę.. od lat. I nie mówię tutaj o uczeniu liter, słów, czytania, pisania, dodawania i odejmowania itd. Chodzi mi o tak przyziemne sprawy nad którymi rodzic w pełni zdrowego dziecka dłużej się nie zastanawia... Nasz książe ostatnich kilka dni spędził w domu, bo dopadło go przeziębienie. Nic dziwnego w końcu taka dziwaczna jest teraz pogoda. Myślę, że wspominałam już wiele lat temu we wpisach, że zwykła taka infekcja jest tragedia, tak teraz stwierdzam że już nie jest ale... Misiek bardziej zdaje sobie sprawę już z tego co się z nim dzieje podczas przeziębienia i ma więcej cierpliwości do wszelkich konsekwnecji z tym idących, tj. katar i kaszel. Zmorą naszą zawsze był wydmuchiwanie nosa - nie umiał. Podkreślam - nie umiał. Ale już jest to nieaktualne:) Kolejna sytuacja, która pokazuje, że cierpliwość i konsekwencja pozwalają osiągnąć nam cel. Michał w końcu chyba zrozumiał na czym to polega, w czym mu to pomaga i w zasadzie pewnie też, czego ode mnie ciągle chcą przy tym katarze;p Piszę Wam o tym, bo my rodzice autystów mamy miliony takich rzeczy, których próbujemy swoje dzieci nauczyć i niestety często się poddajemy..." trudno, nie każdy musi umieć jeździć na rowerze", "oj tam, katar sam wypłynie", "przecież nie musi mi patrzeć w oczy, do czego nam to potrzebne", "w zasadzie do czego mu to pokazywanie palcem, przecież zawsze się mówiło żeby nie pokazywać bo to brzydko"... itd. Nieskończona to historia. Uwierzcie mi na słowo, że ja też używałam wielu takich tekstów, poddawałam się mówiąc wprost. Ale staram się już od jakiegoś czasu tego nie robić. Może właśnie wystarczy dać dziecku więcej czasu, żeby samo poczuło potrzebę, że chce coś zrobić.

Wiem, że nie jest to żadne super wydarzenie ani jakaś wielka umiejętność ale ja się bardzo cieszę:D Przede wszystkim umiejętność ta wpływa na jego zdrowie ale dla mnie to też sygnał, że na wszystko przychodzi czas i nasz Michał sam z siebie potrafi nas zaskoczyć, nagle kiedy się najmniej spodziewamy.

Nie myślcie sobie, że to tylko tyle.. podczas katarzenia się, wyskakiwaliśmy z rana (bo mało ludzi i od razu zawoziliśmy na lekcje nasza małą pannę) na zakupy do marketu, więc kawaler nauczył się skanować produkty na kasie samoobsługowej. I bardzo mu się to spodobało. Pierwszego dnia już był taki zadowolony, że ho ho... Potem, którego dnia jak tato z Oliwką jechali na zakupy sami, to prawie był płacz, że on zostaje z mną. 

Wniosek.

Tylko jeden. Ćwiczcie, pokazujcie i się nie poddawajcie;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz